Twórczość Alka łączy w sobie klasyczne intrygi detektywistyczne ze spojrzeniem na świat w krzywym zwierciadle i nawiązaniami do bieżących wydarzeń w show-biznesie czy otaczającej nas rzeczywistości. Książki sygnowane jego nazwiskiem doceniane są za niebanalny, czarny humor, celne i cięte puenty, błyskotliwe dialogi, zapadających w pamięć bohaterów oraz wartką akcję.
Prywatnie Alek jest wielbicielem podróży, Madonny i Jima Morrisona, herbaty Earl Grey, włoskiej kuchni, bowlingu i wszelkich gier karcianych. A jego przyjaciele twierdzą, że jest taki sam, jak bohaterowie jego powieści: nigdy nie wiadomo, co mu przyjdzie do głowy.
Na koniec uwaga praktyczna: pamiętajcie, że czytanie książek Alka grozi niekontrolowanymi wybuchami śmiechu 😉

Książki Alka Rogozińskiego wydane przez Purple Book Wydawnictwo dostępne są we wszystkich formatach czyli klasycznym papierowym oraz jako e-booki i audiobooki. To ostatnie nagrywane są przez topowych lektorów takich jak Paulina Holtz, Marcin Kwaśny, Mikołaj Krawczyk czy Maciej Redel.

W najnowszej książce Alek Rogoziński zaprasza na bal, nie byle jaki bo „Bal wszystkich nieświętych”!
Współwłaściciele agencji PR, Mariusz „Mario” Kosek i Dominika „Miśka” Szustek dostają zaproszenie na bal do pięknego, prawie dwustuletniego pałacu znajdującego się w niewielkim miasteczku na Warmii. Gospodarzem imprezy jest młody, popularny biznesmen Ignacy Bursztynowicz.
W pałacu Miśka i Mario spotykają gwiazdy kina, internetu, literatury i świata biznesu oraz zaprzyjaźniają się z mocno ekscentryczną babcią właściciela pałacu – Eugenią.
Kiedy w czasie balu dochodzi do morderstwa, szybko okazuje się, że wiele osób miało powód, aby je popełnić, a w świecie „znanych i lubianych” mało kto jest aniołem. Na szczęście na miejscu jest też niezawodny komisarz Krzysztof Darski, który od razu zabiera się do śledztwa…
„Bal wszystkich nieświętych” to trzydziesta pierwsza powieść Alka Rogozińskiego, który tym razem wraca do lubianego przez siebie motywu „zagadki zamkniętego pokoju”, okraszając ją dawką charakterystycznego dla siebie czarnego humoru.


 

Fragment książki „Bal wszystkich nieświętych”

Dźwięki walca wiedeńskiego granego przez stojących na scenie muzyków mieszały się z odgłosem kroków na parkiecie. Sześć par wirowało w niewielkiej sali balowej pałacu w Klepaczowicach. Dominika Szustek, zwana przez wszystkich Miśką, obserwowała tancerzy uważnie. Miała wrażenie, że nie patrzy na ludzi, ale na wirujące porcelanowe figurki na wieczku nakręconej wcześniej przez kogoś pozytywki.
„To nie bal. To cyrk!”, pomyślała z lekkim niesmakiem, wspominając to, co działo się w tym miejscu przez ostatnich kilkadziesiąt godzin. Nikt by nie odgadł, że tak zgodnie teraz uzupełniający się i współpracujący w tańcu ludzie życzą sobie wszystkiego najgorszego i gotowi są w każdej chwili rzucić się sobie do gardeł. Gdyby o tym, co się tutaj wydarzyło, ktoś jej tylko opowiedział, Miśka, patrząc teraz na parkiet, z pewnością nie uwierzyłaby w ani jedno słowo. Ponieważ jednak była naocznym świadkiem tych zdarzeń, czuła jedynie niesmaczny podziw dla hipokryzji prawie wszystkich tancerzy, z wyjątkiem dwóch osób, paradoksalnie tworzących teraz parę na parkiecie.
Podający właśnie rękę swojej partnerce jej przyjaciel Mario znalazł się tutaj przez przypadek. Podobnie zresztą jak i ona sama. A tańcząca z nim Anna Karpowicz wydawała się równie zaskoczona ostatnimi godzinami, co i oni. Tak jakby została tu zaproszona w wyniku pomyłki. Natomiast cała reszta…
„Doprawdy, trzeba było się nieźle nagłówkować, żeby zgromadzić w jednym miejscu tyle osób, które miały powody, aby szczerze się nienawidzić!”, zaskoczona tą myślą Szustek nagle przestała zwracać uwagę na parkiet. A co, jeśli ktoś naprawdę zrobił to z premedytacją? Jeśli to nie przypadek zdecydował, że w tym zapomnianym przez Boga i ludzi miejscu właśnie w tym momencie skrzyżowały się losy tych wszystkich celebrytów, tak bardzo kochanych przez fanów i tak skrzętnie skrywających za uśmiechami i na pozór dobrymi manierami okrucieństwo, megalomanię, zawiść, chciwość i dziesiątki innych cech, do których posiadania mało kto jest skłonny otwarcie się przyznać.
Miśka wyłowiła wzrokiem gospodarza imprezy. Ignacy Bursztynowicz tańczył walca tak bezbłędnie, że gdyby występował w „Tańcu z Gwiazdami”, to nawet Iwona Pavlović musiałaby go nagrodzić najwyższą notą, choć z reguły miało się wrażenie, że trzyma ją tylko na wypadek, gdyby znienacka w telewizyjnym show pojawił się duch Freda Asteire’a.
Trzeba jednak przyznać, że partnerka biznesmena w pełni dotrzymywała mu kroku. O właścicielce sieci gabinetów medycyny estetycznej, Lucynie Gąssowskiej, można było wyrazić wiele niepochlebnych opinii, zwłaszcza kiedy wzięło się pod lupę styl, w jakim dorobiła się swojego wielomilionowego majątku, ale nie dało się jej odmówić gracji i szyku, które akurat dla walca są równie cenne co diamenty dla każdej prawdziwej kobiety.
Miśka nie poświęciła jednak Gąssowskiej zbyt wiele uwagi. Bardziej intrygował ją Ignacy. Zresztą nie tylko ją. Cała Polska – zwłaszcza czytelnicy plotkarskich portali i gazet – od kilkunastu miesięcy z ciekawością śledzili jego zawrotną karierę.
Odziedziczywszy po swoim ojcu sieć hurtowni farmaceutycznych, obdarzony przez matkę naturę aparycją hollywoodzkiego playboya, starannie wykształcony, błyskotliwy trzydziestodwulatek usilnie dbał o to, aby skupić na sobie jak najwięcej uwagi rodaków. Najpierw wdał się w romans z popularną i dopiero co rozwiedzioną piosenkarką Martą Raj.
Ponieważ gwiazda była od niego starsza o dwadzieścia osiem lat, wspólne pojawienie się na ściankach, a następnie zrobione przez paparazzi foty z ich wyjazdu na Sycylię szybko stały się sensacją. Pławiący się w blasku sławy, zapraszany do telewizyjnych śniadaniówek, obdarzony tytułem „najseksowniejszego polskiego kawalera” Ignacy uznał, że Marta spełniła swoje zadanie i ledwie po paru tygodniach zerwał ich związek, aby już kilka dni później pojawić się na gali portalu Sensatek razem z supermodelką, Patrycją Strzałą.
Przekonawszy się, że ktokolwiek by stał obok niego na ściance, zapewnia mu kolejny artykuł w prasie tak papierowej, jak i elektronicznej, oraz zaproszenia do telewizji, Bursztynowicz dbał, aby dostarczać mediom jak najwięcej żeru. Lista jego partnerek rosła w tempie wręcz przerażającym, a wraz z nią zwiększała się także liczba poświęconych mu publikacji, o followersach na Instagramie już nawet nie wspominając. Po pewnym czasie stało się jasne, że show-biznes pokochał Ignacego wielką i odwzajemnioną miłością. Nic więc dziwnego, że wiadomość, iż młody biznesmen zakupił pałac w Klepaczowicach i wydaje tam bal dla celebrytów, też rozpaliła ciekawość wszystkich do czerwoności.
Co jednak zaskakujące, tym razem Bursztynowicz nie zaprosił na imprezę wielu redakcji, a ograniczył się jedynie do udzielenia akredytacji dziennikarce wspierającego go na każdym kroku dwutygodnika „Koktajl” i reporterowi największej stacji Tele-Pol, którzy stali teraz vis-à-vis Miśki po drugiej stronie sali i podobnie jak ona uważnie obserwowali tańczące gwiazdy. Żadnych innych żurnalistów i, co najdziwniejsze, zero paparazzi!
Odpowiedź na pytanie, po co Ignacemu była ta cała staroświecka szopka, skoro najwyraźniej nie planował jej wykorzystać do zrobienia sobie kolejnej reklamy i zapewnienia szumu wokół własnej osoby, pozostawała dla Szustek nieodgadnioną zagadką. Walc trwał w najlepsze. Mario znad ramienia swojej partnerki posłał Miśce spojrzenie mówiące: „Jeszcze jeden obrót i dostanę świra”, ale dzielnie tańczył dalej. Dokładnie w chwili, kiedy subtelna zamiana w aranżacji dała znać, że walc zbliża się do końca, gdzieś w oddali rozległ się przeraźliwy kobiecy krzyk.
Zdziwiony Ignacy przerwał taniec i machnięciem dłonią dał znać zespołowi, aby przestał grać. Zapadła cisza. Nagle przerwał ją kolejny krzyk, po którym dało się usłyszeć stukot pospiesznych kroków.
Ktoś biegł pałacowym korytarzem w stronę drzwi wiodących do sali balowej. Stojący przy nich dziennikarz Tele-Polu, Miłosz Pluciński, odruchowo nacisnął klamkę, po czym otworzył je na oścież.
Nie minęło kilka sekund, kiedy w ich progu stanęła współorganizatorka imprezy. Zdyszana i purpurowa na twarzy Teresa Machnik, odszukawszy wzrokiem Ignacego, zrobiła w jego stronę kilka kroków.
– Morderstwo! – wychrypiała przerażonym głosem.
– W altance! Zwłoki… Morder… – W połowie słowa runęła na posadzkę tuż u stóp swojego pracodawcy.
Miśka poczuła, że robi jej się w środku lodowato.
– Mówiłem ci, że to się źle skończy. – Usłyszała szept Mario, który nie wiadomo jakim sposobem znalazł się tuż obok niej. – I, jak zawsze, miałem rację!
– Naprawdę uważasz, że to idealny moment, żeby uprawiać autopromocję? – spytała Szustek z wyrzutem.
– Jestem tylko ciekawy jednego… – Przyjaciel zignorował jej uwagę.
– Czego? – zaciekawiła się mimowolnie Miśka.
– To chyba oczywiste. – Mario potoczył wzrokiem po sali. – Kto jest ofiarą?

„Zemsta jest słodka”
Trzy przyjaciółki – popularna piosenkarka, uwielbiana przez licealistów nauczycielka i spokojna gospodyni domowa – w jednym czasie dowiadują się, że niebawem każdą z nich czeka rozwód. Zdradzone i porzucone przez dotychczasowych partnerów, jednoczą siły i postanawiają dać im popalić. Ich plany skompromitowania eksmężów spalają jednak na panewce, gdy jeden z nich zostaje zamordowany, a do akcji wkracza komisarz Krzysztof Darski.

Fragment książki „Zemsta jest słodka”

– Mam trupa!
Patrycja Wojdarek popatrzyła z niedowierzaniem na leżący przed nią smartfon, z którego głośnika chwilę wcześniej wydobył się ów równie lakoniczny, co szokujący komunikat, i przez moment zastanawiała się, czy oby w wyniku dramatów i wstrząsów, jakie ostatnio przeżyła, nie zaczęła cierpieć na omamy słuchowe.
– Co masz?! – zapytała z niedowierzaniem.
– Trupa – powtórzył głośnik wyraźnie zdenerwowanym głosem jej serdecznej przyjaciółki, Marzeny Oliwiak.
– Jakiego trupa?
Głośnik przez chwilę milczał.
– Nieżywego – poinformował ją wreszcie grobowym tonem.
Patrycja przewróciła oczami.
– Rozumiem, że nie tańczącego czardasza – rzekła
z westchnieniem. – Pytam czyjego…
– Dlaczego czardasza? – usłyszała w odpowiedzi.
– Nie wiem. Może być polkę albo kankana, wszystko jedno – wyjaśniła, odmawiając w duchu modlitwę do świętej Anny, patronki ludzi cierpliwych. – Chodzi mi o to, że trupy z reguły bywają nieżywe i w związku z tym mało ruchliwe. Pytam, czyj to trup! I gdzie go masz?
– W kuchni. Tadzia – odpowiedziała Marzena, wydając po tym słowie dziwny odgłos, co Patrycja uznała za szczękanie zębami. Nie miała jednak czasu na rozstrzyganie tego, czy dokonała poprawnej identyfikacji dźwięku, bo wypowiedziane przez jej przyjaciółkę imię sprawiło, że poczuła, jak robi jej się miękko w tak zwanym dołku.
– Jak to?! – jęknęła rozpaczliwie. – Jesteś pewna?
– Chyba potrafię rozpoznać kogoś, z kim przeżyłam ostatnie dziewiętnaście lat. – W głosie Marzeny słychać było lekką urazę.
– Ale co się stało? – Patrycja nagle poczuła, że po plecach przelatuje jej nieprzyjemny zimny dreszcz. –
Zabiłaś go?!
– Że co? – zaciekawiła się Marzena nieco nieprzytomnie.
– Zabiłaś Tadzia? – powtórzyła Patrycja, rozglądając się po toaletce w poszukiwaniu proszków na uspokojenie.
Co jak co, ale akurat one zawsze walały się po jej pokoju w ilościach bez mała hurtowych. Zgodnie jednak z zasadą, że w sytuacjach kryzysowych zawsze można liczyć na złośliwość przedmiotów martwych, teraz też magicznie się zdematerializowały. Zresztą w tym kontekście słowo „martwe” brzmiało mocno ironicznie. – Boszzzz… Wydawało mi się, że omówiłyśmy nasz plan bardzo szczegółowo! Trzeba było powiedzieć, jeśli czegoś z niego nie zrozumiałaś!
– Chyba oszalałaś! – oburzyła się Marzena. –
Wszystko zrozumiałam.
– To dlaczego go zabiłaś?! – zdumiała się Patrycja.
– W tym właśnie rzecz, że go nie zabiłam!
– To co? Zrobił ci przysługę i umarł sam z siebie?
– Też nie – rozwiała jej nadzieję Marzena. – Ktoś go wykończył. Nożem. Ozdobnym. Z naszej kuchni.
To znaczy chyba z naszej, bo go nie ma w tym takim do wkładania. Pieńku.
– Jakim znowu pieńku?!
– Z dziurami! Drewnianym. I to największym!
Patrycja poczuła, że znowu przestaje nadążać.
– Co ty ględzisz?! – zapytała, usiłując wymazać sprzed oczu scenę, w której doskonale jej znany mąż przyjaciółki zostaje za pomocą ogromnego topora pozbawiony głowy, położonej uprzednio na pieńku wielkości co najmniej cokołu pomnika Adama Mickiewicza na stołecznym Krakowskim Przedmieściu.
-Mów logicznie!
– No przecież mówię! – zdenerwowała się Marzena.
– Tadzio leży w kuchni. Przy wyspie. Ma wbity w serce nóż, wzięty z tego czegoś drewnianego, w czym trzymamy cały ich komplet. Jestem zdenerwowana i nie pamiętam, jak to się nazywa. Zresztą nawet gdybym nie była zdenerwowana, to też bym chyba nie wiedziała.
– Stojak? – podpowiedziała niepewnie Patrycja. – Zresztą to teraz najmniej ważne! I co? To nie ty go załatwiłaś?
– Aż tak to jeszcze nie zgłupiałam – poinformowała ją Marzena. – To, że go nienawidzę, nie oznacza, że mu źle życzę. To znaczy, chyba powinnam to powiedzieć w czasie przeszłym… Cholera… – W głośniku rozległo się chlipnięcie.
Do Patrycji dopiero teraz, z lekkim opóźnieniem, dotarło, co właściwie oznacza makabryczne odkrycie jej przyjaciółki i jakie mogą być jego konsekwencje.
– Matko Pańska! – Bez mała krzyknęła, zrywając się z fotela. – Nie rób nic! Czekaj! Już wsiadam do samochodu i jadę do ciebie!
– Mam nie wzywać policji? – zdziwiła się Marzena.
– Ani się waż! – zakazała stanowczo Patrycja. – Zgarnę po drodze do ciebie Karolę i na miejscu zastanowimy się, co robić. Jak ty się w ogóle trzymasz?
– Zważywszy na warunki, całkiem nieźle – zapewniła ją Marzena. – Ale… Jesteś pewna, że mam nie dzwonić na policję?
– Absolutnie! – potwierdziła Patrycja. – Zaraz u ciebie będziemy i we trzy naradzimy się, jak z tego wybrnąć! – Przerwała połączenie i kilka sekund później
wybrała inny numer spośród kontaktów: – Karola?
Dzwoniła Marzena i powiedziała, że właśnie znalazła w swojej kuchni zwłoki Tadeusza. Ktoś go zamordował. Wbił mu nóż w serce. Co…? Nie, nie jestem pijana! Przysięgam, że mówię prawdę! Musimy do niej jechać i naradzić się, jak teraz postąpić. Zaraz po ciebie podjadę, powinnam być za jakiś kwadrans.
Czekaj na mnie już przy furtce. Cholera, zakładałam, że nasze plany mogą się skomplikować, ale nigdy bym nie przypuszczała, że aż tak bardzo…

Polecamy inne książki Alka Rogozińskiego

Zobacz także: